Jeśli ktoś zastanawia się nad adopcją starszego psa… Zapraszamy do lektury o Soni adoptowanej z naszego schroniska 🙂
„Minął rok odkąd Sonia zrobiła mi pierwszy „demakijaż twarzy” swoimniemałym, aksamitnym języczkiem 🙂 ..i czyni to nadal, regularnie. Z początku bardzo poważna, wyalienowana, zdystansowana i smutna Soniulka, okazała się być charakterną, niezwykle aktywną jak na swój wiek (ok. 8
wiosen), otwartą na świat, ludzi i inne piesie – sunią. Nie przepada za kociakami i nie toleruje motorów ani skuterów, na które reaguje agresywnie (może to efekt jakiś przykrych doświadczeń z przeszłości). Do codziennej tradycji należy budzenie całego osiedla donośnym szczekaniem:
„To ja Sonia – wyszłam na poranny spacer!”. Na zbyt wczesną porę wstawania o nieludzkiej godzinie – Sonia reaguje dezaprobatą, zapominając jak się chodzi „na smyczy” i często odnoszę wrażenie, że to ona mnie wyprowadza na
spacer. Moja czarna „kruszynka” uwielbia pływać, byle nie była to kąpiel w wannie (chyba uważa, że później śmierdzi szamponem mandarynkowym). Hasanie i bieganie za piłeczkami (najlepiej za tymi wydającymi piszczące dźwięki) to
jej żywioł. Podczas spacerów namiętnie wyszukuje szyszek, które rzuca pod nogi, aby wprawić je w ruch, wykorzystując do tego celu każdego, kto się akurat nawinie 🙂
Chętnie wskakuje do auta i dobrze znosi podróże, a pozostawiona na chwilę w samochodzie zasiada na fotelu kierowcy, chcąc wymusić na mnie, abym zapisała ją na kurs prawa jazdy 🙂 Mój „Pitadorek” jest inteligentną i bardzo emocjonalną psinką, uwielbia być smyrana, głaskana po brzusiu, drapana i wyczesywana. Czasami nadal miewa
smutny wyraz pyszczka, zwłaszcza, kiedy wychodzę do pracy lub odmawiam jej podania kolejnego z rzędu przysmaczka. Wówczas z nieopisanym wdziękiem układa swoją mordkę na moich kolanach albo podnosi „proszącą” łapkę i robi
przy tym takie smutne „maślane” oczka mówiące: „spójrz na mnie – jestem najbardziej wygłodzonym psem na świecie” (pomimo kilku nadprogramowych kilogramów zimowych) …i jak tu odmówić 🙂 Podczas mojej nieobecności, Soniś jest bardzo grzeczna, utrzymuje czystość, niczego nie niszczy i nie gryzie, czasami tylko moje kapcie zmieniają swoją lokalizację. Soniulka to najcudowniejszy „antydepresant” – jej ogromna,
okazywana mi po powrocie do domu radość, w mig sprawia, że znikają wszystkie smutki i troski dnia codziennego 🙂
Niestety bardzo źle Sonia znosiła sylwestrowe klimaty (odgłosy strzałów), trzęsąc się jak galareta, przeleżała w łazience
kilka dobrych godzin, odmawiając kategorycznie wyjścia na spacer, nawet w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych 🙂
Adoptując Sonię nie przypuszczałam, ile takie „czterołapne” stworzenie może człowiekowi dać samym tylko swoim jestestwem. Coś pięknego – polecam wszystkim serdecznie, bo schroniska są pełne takich skarbów jak mój Soniś.”